
Ap 7,2-4.9-11; Ps 24; 1 J 3,1-3; Mt 5,1-12a
Uroczystość Wszystkich Świętych
Uroczystość Wszystkich Świętych…
A w nas jakaś zaduma; a w nas refleksja nad przemijaniem i odchodzeniem. A w nas refleksja nad śmiercią….
I pewnie dobrze, że tak jest, bo cierpienie, przemijanie i śmierć stały się we współczesnej kulturze tematem tabu; bo wypchnięto je z naszej codzienności.
Owszem wojny i zbrodnie pokazywane w mediach, przerażają. Ale mimo wszystko, ta śmierć jest dla nas jakoś odległa. Nie dotyka nas bezpośrednio…
Dobrze jest więc czasem zatrzymać się i pomyśleć o naszej ludzkiej kondycji; pomyśleć o cierpieniu; pomyśleć przemijaniu i śmierci.
Ta zaduma i refleksja są jednak właściwie tematami jutrzejszego dnia. Dnia Zadusznego, gdy modlimy się za wszystkich wiernych zmarłych.
Dzisiaj po południu - na cmentarzu - to też będą właściwe tematy. Jednak liturgia dzisiejszej uroczystości ma inny charakter. Dziś przecież świętujemy. I to radośnie świętujemy…
Świętujemy Uroczystość Wszystkich Świętych…
Ale może dlatego ten radosny charakter dzisiejszej uroczystości schodzi trochę w cień, że nasz związek ze świętością jest bardzo odległy. Przenosimy ją gdzieś w „sfery niebiańskie” i bliżej nam jednak do przemijania i śmierci.
A przecież świętość nie jest zarezerwowana tylko dla osób oficjalnie kanonizowanych czy beatyfikowanych. Ich „wyniósł Kościół na ołtarze”, by ukazać nam wzór; by pokazać, że różne są drogi świętości…
Ta różnorodność jest mocno przedstawiana, zwłaszcza w ostatnich czasach, kiedy kanonizuje się już nie tylko osoby konsekrowane i kapłanów; kiedy wśród świętych „wyniesionych na ołtarze” coraz jest więcej świętych matek i ojców; kiedy jako świętych ukazuje się przedstawicieli różnych zawodów i stanów.
I dobrze, że tak jest. I właśnie ten fakt podkreśla, że świętość nie jest zarezerwowana tylko dla osób oficjalnie kanonizowanych czy beatyfikowanych. Świętość to droga dla wszystkich. Ale to znaczy przecież: dla każdej i każdego z nas; to znaczy: dla ciebie i dla mnie.
I nie wycofuj się od razu, zasłaniając się swoją małością i grzesznością.
Święci też byli ludźmi „z krwi i kości”. I im zdarzało się grzeszyć; czasem nawet bardzo. Ale nie to było decydujące. Decydująca była miłość, która okazała się większa od grzechu.
Ściślej rzecz ujmując: decydująca była Boża Miłość, która okazała się większa od ich grzechu. I ich odpowiedź na tę Miłość.
I może to powinniśmy w końcu zmienić w naszym myśleniu. Świętość to nie jest przede wszystkim wysiłek drobiazgowego przestrzegania przykazań, mnożenia modlitw i postów. To właśnie jest ponad ludzkie siły!
Jeżeli od tego zaczniemy naszą drogę do świętości, to stale będziemy na niej zmęczeni i zawsze będzie nam czegoś brakowało.
Można się też zniechęcić już na wstępie i w ogóle w tę drogę nie wyruszyć…
Świętość to jednak coś innego... Świętość to odpowiedź miłością na Miłość.
A kto kocha, ten wie, że w miłości nie ma rzeczy niemożliwych….
W miłości nie ma rzeczy niemożliwych…
W miłości zupełnie innego wymiaru nabiera przestrzeganie przykazań; w miłości posty i modlitwy nie tyle są ofiarą, co służą spotkaniu z Bogiem; Bogiem, który jest Miłością Absolutną.
W świętości chodzi więc o miłość. O ludzką odpowiedź miłości na nieskończoną Miłość Boga. O odpowiedź mojej miłości na bezwarunkową Bożą Miłość.
W tym sensie święty Augustyn, który naprawdę wiedział, co znaczy błądzić; co znaczy grzeszyć, co znaczy szukać Boga - doskonale wiedział, bo znał to wszystko z autopsji – mógł powiedzieć: „Kochaj i czyń, co chcesz.”
„Kochaj… i czyń, co chcesz” …
Kto naprawdę kocha Boga i bliźniego, nie będzie chciał robić nic przeciw Bogu ani przeciw bliźniemu. I to jest właśnie klucz do świętości.
W świętości chodzi o miłość. O ludzką odpowiedź miłości na nieskończoną Miłość Boga.
I chociaż z naszą odpowiedzią ciągle jeszcze rożnie bywa, to przecież Boża Miłość jest niezmienna. Ona czyni z nas dzieci Boże.
Bo to nie jest figurą retoryczną, gdy święty Jan pisze:
„Najmilsi: Popatrzcie jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy.” (1 J 3,1)
Jesteśmy z dziećmi Bożymi…
Wiemy, że z tymi dziećmi jest różnie. Znamy choćby przypowieść o Synu Marnotrawnym…
Ale zechciejmy czytać ją do końca…
Przecież marnotrawny syn, który wrócił, ma na nowo udział w dziedzictwie Ojca.
Więcej, miłość Ojca nigdy mu nie została odjęta…
Warto to sobie uświadomić!
Miłość Boża nigdy nie zostanie nam odjęta. I tylko trzeba się na tę Miłość otworzyć; trzeba się na nią nieustannie otwierać…
Może problem naszego grzechu, to problem braku otwarcia na Miłość?...
Wtedy staramy się, ale wszystko jest zbyt ciężkie. Wtedy staramy się, ale jesteśmy zgorzknieli, jak starszy syn ze wspomnianej przypowieści.
W świętości chodzi o miłość. O ludzką odpowiedź miłości na nieskończoną Miłość Boga.
Zapytajmy więc dzisiaj – w Uroczystość Wszystkich Świętych – o naszą miłość. Zapytajmy o nasze otwarcie na Bożą Miłość. Ona jest, ale czy my jej doświadczamy?...
Zapytajmy o Bożą Miłość… Zechciejmy się na nią otworzyć… I w niej pokładajmy nadzieję.
Nadzieję, która pozwala nam zawsze powrócić do Miłosiernego Ojca, a On daje na nowo daje nam udział w swoim dziedzictwie.
Nadzieję, która daje nam udział w świętości. Każdy przecież, kto w Bogu pokłada nadzieję, uświęca się, bo Bóg jest święty. (Por. 1 J 3,3)
W świętości chodzi o miłość…
Ile już jest we mnie miłości?...
Ile jest we mnie świętości?...
Amen.
Ks. Bogusław Banach, Polska Misja Katolicka Mannheim


