11 niedziela zwykła B (2021)

Ez 17,22-24; 2 Kor 5,6-10 Mk 4,26-34

20200720 113822

Ten, który daje wzrost…

„Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie rzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie daje plon.” (Mk 4,26-28)

Takie proste to jednak nie jest. Rolnicy mogliby o tym coś powiedzieć. Jeżeli chcemy mieć dobry plon, to trzeba ziemię najpierw przygotować. Nawieść…, zaorać... Dopiero później się sieje. I zabronować jeszcze trzeba. A gdy już zboże wzejdzie, to może jeszcze opryskać przed szkodnikami. Wtedy jest szansa, że żniwo będzie obfite.

Oczywiście jeszcze jest ważny wpływ pogody. Bo nie może być ani za sucho, ani za mokro. Bo gdy za zimno, to jest źle, ale gdy jest za ciepło, słońce za mocne, to też nie dobrze.

Wiele czynników wpływa więc na to, czy ziarno wyda plon. I jaki wyda plon…

Jezus nie skupia się jednak w tej przypowieści na tych czynnikach towarzyszących. On mówi o sile, która tkwi w samym ziarnie. I o tym, że jest taki czas, kiedy nic nie można już zrobić; kiedy można tylko cierpliwie czekać, bo nie wszystko od człowieka zależy.

Może z tym ostatnim mamy dzisiaj największy problem. Dzisiaj nie umiemy czekać. Jesteśmy ludźmi czynu, nieustannego działania. Nie ważne czy sensownego, czy nie…

Dopóki możemy coś robić, działać, myślimy, że coś od nas zależy. A gdy już nie możemy zrobić nic, jest nam z tym źle…

Dzisiaj nie umiemy czekać…

I mamy mentalność natychmiastowego efektu. Wszystko musi być zaraz, od ręki, na naciśnięcie guzika. A jeżeli tak coś nie działa, to już się niepokoimy. I pytamy, czy to co robimy ma sens.

Tak jest w świecie techniki; tak jest też niestety często w świecie naszych międzyludzkich relacji…

Tę mentalność próbujemy też przenieść na nasze relacje z Bogiem; na świat ducha.

Ale co by się stało z ziarnem, gdyby nie miało tej chwili spokoju; gdyby ziemię ciągle przekopywać, ciągle sprawdzać, czy to już, czy jeszcze nie.

Ziarno potrzebuje czasu, by obumrzeć, inaczej nie wyda plonu. W naszym życiu też wszystko, co prawdziwe potrzebuje czasu, by wydać owoc. Inaczej nie wzejdzie wcale albo wzejdzie i zwiędnie. Trzeba więc dać sobie czas. I trzeba nauczyć się wytrwałości i cierpliwości. Cierpliwości także do siebie…

W życiu duchowym, ale też w pracy nad sobą, powinniśmy się nastawić raczej na maraton, a nie na sprint…

Na owoce czasem trzeba bardzo długo czekać…

Ale jest jeszcze moc tkwiąca w samym ziarnie. To również ważny element Jezusowej przypowieści.

Dobro, które się sieje, wyda kiedyś plon. Choć niekoniecznie szybko… Dobro nie zostaje bezowocne!

To pocieszenie dla wszystkich rodziców, którzy tak często stawiają sobie zarzuty, co zrobili nie tak, że dzieci się buntują, że odpadły od Kościoła, że może zeszły na złą drogę.

Jakieś błędy pewnie by się znalazły, ale nie one są najważniejsze. Zresztą nie wszystko od rodziców zależało. Jest też środowisko, które tak mocno wpływa na młodych; jest świat masmediów i kultury, obecnie co najmniej achrześcijański, a często wprost antychrześcijański. To wszystko odciska swoje piętno…

I można mieć tylko głęboką nadzieję, że jeżeli rodzice próbowali dzieciom przekazać wiarę, jeżeli – zwłaszcza swoim przykładem – uczyli dzieci dobrego życia, to zasiane ziarno kiedyś wyda owoc. Bo moc, która tkwi w tym ziarnie jest przeogromna.

Czy rodzice zobaczą za życia ten owoc, to już inna sprawa. Ale nie zostaje im teraz nic innego, jak czekać i wytrwale się modlić, ufając w Boże miłosierdzie i w wielką moc Bożego ziarna.

Moc tkwiąca w samym ziarnie…

Na tę moc Bożego ziarna można spojrzeć także w jeszcze innym wymiarze.

W dobie rozwiniętego Internetu i komunikatorów społecznościowych pojawiło się wielu charyzmatycznych kaznodziejów, którzy w pewnych kręgach robią prawdziwą furorę. W zasadzie można by się cieszyć, że z mocą głoszone jest Słowo Boże; że zasiewane jest Boże ziarno.

Problem zaczyna się wtedy, gdy taki kaznodzieja zaczyna lansować siebie, a Boże Słowo schodzi na drugi plan. Wtedy łatwo wypowiadać się na wszystkie tematy, też na te, w których się jest umiarkowanym specjalistą albo wcale nie ma się o nich pojęcia…

I wtedy własne ego może niszczyć Boży zasiew.

Sprawy nie ułatwiają fani – bo tak trzeba nazwać tych słuchaczy - którzy bezkrytycznie, wprost z uwielbieniem, słuchają ojca Adama, Daniela czy Michała; słuchają z uwielbieniem księdza Dominika, czy Piotra.

Wtedy faktycznie „woda sodowa” może uderzyć do głowy. I łatwo wtedy o podziały.

Zresztą takie podziały pojawiają się często bez żadnych inspiracji ze strony charyzmatycznych kaznodziei. I małym pocieszeniem jest fakt, że to żadna nowość; że nieraz już tak było.

Święty Paweł pisze do Koryntian dokładnie o tym samym, kiedy upomina:

Skoro jeden mówi: «Ja jestem Pawła», a drugi: «Ja jestem Apollosa», to czyż nie postępujecie tylko po ludzku?Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost.Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. (1 Kor 3,4-7)

Jakże te słowa pasują do dzisiejszej przypowieści:

„Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie rzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie ja. Ziemia sama z siebie daje plon.” (Mk 4,26-28)

(…) nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. (1 Kor 3,4-7)

Warto, by każdy głoszący Boże Słowo uświadomił sobie tę prawdę i ciągle ją sobie przypominał. Zwłaszcza wtedy, gdy jest chwalony…

Liczy się ten, który daje wzrost: Bóg.

A my?... Cóż…

Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać. (Por. Łk 17,10)

Czasem bardzo potrzebny jest taki zdrowy dystans do samego siebie. I ta świadomość, że nie wszystko ode mnie zależy. Że ja tylko sieję, czy podlewam, ale to Bóg daje wzrost.

Mam wytrwale robić swoje, nie przejmując się zbytnio tym, że nie od razu widać efekt. Na plon trzeba umieć cierpliwie czekać. I może nawet zbierze go już ktoś inny. Ta świadomość pomaga. I uczy pokory…

Przecież tak naprawdę Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. (Por. 2 Kor 4,7)

Amen.

Ks. Bogusław Banach, PMK Mannheim

witamy head„Człowieka (…) nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani czym jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie''
Jan Paweł II, Warszawa 1979

Serdecznie witamy na stronie internetowej Polskiej Misji Katolickiej w Mannheim! Wszystkim odwiedzającym tę stronę życzymy Bożego błogosławieństwa.

Nabożeństwa w Mannheim

Wszystkie Msze święte i nabożeństwa w St. Matthäus-Spitalkirche (68159 Mannheim, E6,2)
Msza święta w języku polskim
Sobota  godz. 18:30
Niedziela  godz. 9:30
  godz. 11:30
Środa  godz. 18:30
Piątek  godz. 18:30
Pierwszy czwartek m-ca  godz. 18:30
   
Adoracja Eucharystyczna
Pierwszy czwartek m-ca godz. 19:00 - 19.30
Pierwszy piątek m-ca  godz. 17.00 - 18.30
Pierwsza sobota m-ca  godz. 19.30 - 21.00
Ostatnia sobota m-ca godz. 17.30 - 18.30
   
Okazja do spowiedzi świętej
Środa, piątek, sobota godz. 18.00
Pierwszy czwartek m-ca godz. 18:00
Pierwszy piątek m-ca godz. 17:00
Pierwsza i ostatnia sobota m-ca godz. 17.30

Kontakt z biurem misji