19 niedziela zwykła A 2020

1 Krl 19,9a.11-13; Ps 85; Rz 9,1-5 Mt 14,22-33

Chodzić po wodzie

„Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!” (Mt 14,28)

Nasze rozważanie w poprzednią niedzielę zakończyliśmy zdaniem: Chrześcijanin bez Chrystusa jest niczym. Chrześcijanin z Chrystusem odnosi pełne zwycięstwo. (Por. Rz 8,35.37-39)

Dzisiaj w Ewangelii znajdujemy praktyczne potwierdzenie tej prawdy.

Jezus zostaje, by odprawić tłumy, a później sam udaje się na górę, aby się modlić. Uczniowie zaś są w łodzi, oddaleni już daleko od brzegu, płyną z trudem, bo wiatr jest przeciwny. W dodatku mamy noc. I to jeszcze tę część nocy, gdy najtrudniej czuwać; między godziną trzecią a szóstą.

Właśnie wtedy – o czwartej straży nocnej – uczniowie widzą kogoś, kto idzie po jeziorze. To chyba naturalne, że się przestraszyli; że krzyczeli; że myśleli, iż widzą zjawę.

I wtedy Jezus daje im się rozpoznać. Uspakaja ich: „Odwagi! To ja jestem, nie bójcie się!” (Mt 14,27)

Reakcja Piotra była natychmiastowa. Zresztą on zawsze był „w gorącej wodzie kąpany”.

„Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!” (Mt 14,28)

W chwili, gdy Piotr krzyczał te słowa, nie liczył się przeciwny wiatr i wysokie fale. Ważniejszy był zachwyt i chęć, by być, jak Mistrz; by też chodzić po wodzie.

I Piotr wyszedł z łodzi, i zrobił kilka kroków na wodzie; może nawet więcej niż kilka. Ewangelista pisze przecież, że Piotr przyszedł do Jezusa.

Jednak wtedy, kiedy było już tak blisko, Piotr przestraszył się, silny wiatr go przeraził – może był to jakiś szczególnie mocny podmuch – i zaczął tonąć.

Piotr zaczął tonąć zapewne dlatego, że uwierzył w swoje siły; że zaczął myśleć, iż on sam po wodzie potrafi chodzić; że w sumie, to Mistrz mu już nie jest potrzebny…

Ale gdy zaczął tonąć, perspektywa się zmieniła. Znów stał się mały i bezradny; przestraszony…

A przecież Piotr, jako rybak, na pewno umiał pływać. Sytuacja musiała być więc dramatyczna.

„Panie, ratuj mnie!” (Mt 14,30) – wykrzyknął uznając swoją niewystarczalność.

Jezus natychmiast wyciągnął rękę, uchwycił Piotra i poszedł z nim do łodzi. I tylko zadał jeszcze pytanie:

„Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?” (Mt 14,31)

Gdy byli już w łodzi, inni uczniowie złożyli za to wyznanie wiary: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym.” (Mt 14,33) – chociaż zapewne nie do końca wiedzieli, co mówią.

„Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!” (Mt 14,28)

My też często potrafimy się zachwycić Chrystusem; zachwycić Jego nauką; chcemy być tacy, jak On…

Podejmujemy nawet wysiłek zmiany naszego życia. Chcemy kochać i nikogo nie krzywdzić. I nie są to tylko postanowienia na pokaz. W głębi serca chcemy dobra.

I nawet ruszamy na wody naszego życia, pełni dobrych chęci i wiary, że wreszcie się uda. Że wreszcie miłość w moim życiu zwycięży. Że poradzę sobie z moją słabością i grzechem.

Czasami nawet nieźle nam idzie. Jakoś się udaje chodzić po wodzie…

Problem zaczyna się najczęściej wtedy, gdy oddalamy się od Chrystusa. Gdy się nam wydaje, że o własnych siłach potrafimy.

Może nawet tak nie myślimy, ale tak żyjemy. Bóg znowu zostaje gdzieś na boku…

Wtedy nawet nie potrzeba wielkiej fali, by zacząć tonąć. By okazało się, że o własnych tylko siłach jednak nie potrafimy; że same dobre chęci i postanowienia - i nawet nasz wysiłek - nie wystarczą. Że - żeby kochać na co dzień – Boga potrzebujemy!

„Panie, ratuj (…)!” (Por. Mt 14,30) – krzyczymy wtedy z głębi naszych serc. I to jest najprawdziwsza modlitwa.

Znów doświadczamy prawdy, którą niby znamy, ale o której tak często zapominamy w praktyce naszego życia. Chrześcijanin bez Chrystusa jest niczym. Chrześcijanin z Chrystusem odnosi pełne zwycięstwo. (Por. Rz 8,35.37-39)

Dlaczego tak jest?...

Dlaczego w praktyce naszego życia, tak łatwo rozluźniamy naszą więź z Bogiem? Dlaczego chcemy radzić sobie sami?...

Może taka jest nasza ludzka kondycja?… Może to echo pierwszego kuszenia, które stawia człowieka w miejscu Boga?...

Będziecie, jak Bóg (Por. Rodz 3,5), a więc Bóg będzie już wam niepotrzebny.

Może to też kondycja naszej wiary. Zawsze zbyt małej; zawsze w pobliżu zwątpienia.

„Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?” (Mt 14,31)

To pytanie – może nawet wyrzut – odnosi się dzisiaj do każdej i każdego z nas. W życiu każdego chyba człowieka tak przecież jest, że wiara graniczy z niewiarą, ufność ze zwątpieniem, nadzieja z rozpaczą.

To wewnętrzne rozdarcie jest częścią naszej ludzkiej tożsamości. Doświadczali go również najwięksi mistycy.

Wstrząsające są na przykład zapiski św. Matki Teresy z Kalkuty. Pisała ona do swojego kierownika duchowego:

Być zakochaną (w Bogu) a mimo to nie kochać, żyć wiarą, a mimo to nie wierzyć”. (Św. Matka Teresa z Kalkuty)

I jeszcze inne zdanie:

„Nie ma Nikogo, kto by mi odpowiedział. Nikogo, do kogo mogłabym przylgnąć – nie, nie ma Nikogo. Sama. Ciemność jest taka ciemna, a ja jestem sama. Niechciana, opuszczona. Samotność serca, które pragnie miłości, jest nie do zniesienia. Gdzie jest moja wiara?” (Św. Matka Teresa z Kalkuty)

„Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?” (Mt 14,31)

Św. Piotr, św. Matka Teresa z Kalkuty, św. Jan od Krzyża; św. Teresa od Dzieciątka Jezus i tylu, tylu innych… Jesteśmy w doborowym towarzystwie z naszymi zwątpieniami!

Nie bójmy się więc chwil zwątpienia. Nie bójmy się chwil, gdy wydaje się, że toniemy. Nie bójmy się dni, gdy fale zła nas otaczają.

W naszej ludzkiej kondycji zwątpienie jest drugą stroną wiary, a rozpacz jest drugą stroną nadziei. I nawet, gdy tego nie czujemy, Chrystus zawsze jest blisko, gotowy podać nam rękę.

Byleśmy tylko wraz z Piotrem potrafili wykrzyczeć: „Panie, ratuj mnie!” (Por. Mt 14,30) I to już wystarczy. Jezus wyciągnie rękę i zaprowadzi nas do bezpiecznej łodzi.

I nawet jeżeli powtarza się to raz po raz, Jezus się nie znudzi. On zawsze jest blisko i czeka, aż po raz setny i tysięczny zrozumiemy, że bez Niego jesteśmy niczym, ale z Nim odnosimy pełne zwycięstwo. Z Nim to nawet po wodzie chodzić będziemy. Amen.

Ks. Bogusław Banach, PMK Mannheim

witamy head„Człowieka (…) nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani czym jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie''
Jan Paweł II, Warszawa 1979

Serdecznie witamy na stronie internetowej Polskiej Misji Katolickiej w Mannheim! Wszystkim odwiedzającym tę stronę życzymy Bożego błogosławieństwa.

Nabożeństwa w Mannheim

Wszystkie Msze święte i nabożeństwa w St. Matthäus-Spitalkirche (68159 Mannheim, E6,2)
Msza święta w języku polskim
Sobota  godz. 18:30
Niedziela  godz. 9:30
  godz. 11:30
Środa  godz. 18:30
Piątek  godz. 18:30
Pierwszy czwartek m-ca  godz. 18:30
   
Adoracja Eucharystyczna
Pierwszy czwartek m-ca godz. 19:00 - 19.30
Pierwszy piątek m-ca  godz. 17.00 - 18.30
Pierwsza sobota m-ca  godz. 19.30 - 21.00
Ostatnia sobota m-ca godz. 17.30 - 18.30
   
Okazja do spowiedzi świętej
Środa, piątek, sobota godz. 18.00
Pierwszy czwartek m-ca godz. 18:00
Pierwszy piątek m-ca godz. 17:00
Pierwsza i ostatnia sobota m-ca godz. 17.30

Kontakt z biurem misji