Uroczystość Bożego Narodzenia. Msza o świcie / w dzień
Iz 62,11-12; Ps 97; Tt 3,4-7
Łk 2,15-20
Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy…
W nocy rozważaliśmy niezwykłą Tajemnicę wkroczenia Boga w ludzką historię.
Bóg wchodzi w historię człowieka zawsze w konkretnym miejscu i czasie. I nie inaczej było, gdy chodzi o to najważniejsze wyjście Boga do człowieka.
Bóg wybrał miejsce – małe, ale przecież jednak ważne - Betlejem, z którego wywodził się ród Dawida.
Bóg wybrał też czas. Pierwszy spis ludności w cesarstwie rzymskim.
Spis jest pobocznym wydarzeniem tej historii, ale to z jego powodu Józef z Maryją musieli przybyć z Nazaretu do Betlejem.
I ten spis był też przyczyną, że nie było dla nich miejsca w gospodzie.
Ale znalazło się miejsce w stajni...
I tam na świat przyszedł ich Syn. Stajnia stała się miejscem narodzenia Boga.
Bóg musiał zadowolić się stajnią!
Chociaż – mówiliśmy - to nie do końca tak…
Bóg raczej wybrał stajnię!
Bóg chciał się w stajni narodzić! Chciał najdobitniej potwierdzić, co głosili prorocy, że maluczcy i ubodzy są przez Boga szczególnie kochani; że to oni najłatwiej swoje serca dla Boga otwierają.
A później słuchaliśmy o pasterzach, którym - jako pierwszym - anioł ogłosił niezwykłą Tajemnicę.
Bóg jednak naprawdę ma upodobanie w tym, co ubogie i co po ludzku mało albo wcale się nie liczy.
I rozważaliśmy w nocy, że narodzenie Chrystusa chociaż związane jest z konkretnym miejscem i czasem, to jednak ma wymiar uniwersalny i ponadczasowy.
Że ma też znacznie dla nas, gdy w Mannheim, w 2019 roku, świętujemy Boże Narodzenie.
To są konkretny czas i konkretne miejsce - w które chce wejść Bóg.
I mówiliśmy też, że nie musi być przeszkodą fakt, że nie jesteśmy na przyjście Boga jesteśmy wystarczająco przygotowani.
Jeżeli Bóg zechciał narodzić się w stajni, to może przyjść także do każdego serca. Byleśmy je teraz na Boga otworzyli.
Nawet jeżeli brudne jest ono i niegodne. Bóg może je oczyścić. Bylebyśmy tylko pozwolili Bogu narodzić się w naszych sercach. Bylebyśmy przestali się bać oddać Bogu nasze życie.
Ale do tego potrzeba choć odrobiny wiary…
A wzorem tej wiary, która sprawdza się w czynie, są dla nas pasterze. Gdy usłyszeli od anioła niezwykłą nowinę o narodzeniu Mesjasza udali się w drogę.
„Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili nawzajem do siebie: «Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił».“ (Łk 2,15)
Przecież nie było łatwo uwierzyć w słowa anioła.
I wcale nie ułatwiał sytuacji opis, który miał im pomóc rozpoznać Mesjasza.
Mesjasz, który jest dzieckiem i w dodatku leży na sianie, w żłobie, w stajni. To jednak daleko odbiegało od wyobrażeń o Bożym Pomazańcu.
Pasterze jednak wyruszają w drogę.
Może i było w nich trochę ciekawości, ale była już też wiara. Pasterze wierzą, że tę niezwykłą nowinę o wydarzeniu w Betlejem oznajmił im Pan; oznajmił im Bóg.
„Udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie.“ (Łk 2,16)
A w Betlejem wszystko się zgadzało. Było tak, jak im oznajmił anioł. Było Niemowlę w żłobie i pochyleni nad Nim rodzice. W sumie zwyczajny widok. Dziecko się urodziło i rodzice z troską są przy nim.
Ale pasterze znali już zapowiedź anioła; pasterze wiedzieli, co im oznajmił Pan. I teraz to oni zaczynają głosić niezwykłą prawdę o Nowonarodzonym.
Prości pasterze stają się głosicielami Dobrej Nowiny.
„Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. (Łk 2,17-18)
Dobra Nowina przepowiadana przez pasterzy budzi zdziwienie. Może to właśnie zdziwienie, zadziwienie stoi u początku wiary?…
Wiary, która przyjęta wyraża się uwielbieniem i wysławianiem Boga.
A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. (Łk 2,20)
Może warto jeszcze zauważyć, że pasterze wrócili do swoich trzód; do swojej normalnej pracy. Ale wrócili wielbiąc i wysławiając Boga.
To co widzieli i słyszeli przemieniło ich życie, chociaż zewnętrznie będzie ono wyglądać przecież tak samo…
I jeszcze Ewangelista Łukasz wspomina o Maryi.
Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. (Łk 2,19)
Rzeczywiście dużo w opisanych scenach ruchu, słów, może nawet krzyku, bo tak się zwykle wyraża radość.
Ale jest też Maryja… Zasłuchana w słowa, obserwująca wydarzenia i niepozostająca na powierzchni spraw.
Maryja zachowuje sprawy i rozważa je w swoim sercu.
Boże Narodzenie w Mannheim, w 2019 roku…
Myślę, że dzisiaj nie kierowała nami tylko zwykła ciekawość, jak w tym roku będą ustrojone choinki i jak wygląda szopka.
I sądzę, że nie przeszkadza nam bardzo to, iż w sumie bardzo podobnie, jak w latach poprzednich.
Myślę, że jednak przychodzimy do naszego kościoła z wiarą; nawet jeśli tylko z odrobiną wiary.
Przychodzimy, bo przecież Pan nam też oznajmił, co wydarzyło się w Betlejem; nieustannie nam oznajmia.
Może pierwszymi „aniołami”, którzy opowiadali nam o Nowonarodzonym byli rodzice. Później byli katecheci, księża, ale też wspólnota wiernych – Kościół.
A dzisiaj to my mamy głosić Dobrą Nowinę o Bogu, który tak ukochał człowieka, że sam stał się Człowiekiem. I narodził się w stajni, i złożono Go w żłobie, na sianie.
Bóg jednak kocha nas do szaleństwa!...
Przecież właśnie dlatego jesteśmy dzisiaj tutaj i przeżywamy Eucharystię.
A ona w swoich najważniejszych wymiarach jest taka sama, jak zwykle. Owszem, oprawa bardziej uroczysta. Ale to przecież to samo Słowo, w którym przemawia do nas Bóg; te same chleb i wino, które w Tajemnicy Eucharystii stają się Ciałem i Krwią Pana.
I może właśnie nad tą prostotą a zarazem największą Niezwykłością trzeba nam się nieustannie zadziwiać.
Przecież Boża miłość do nas jest zadziwiająca!
A nasze zadziwienie nad Bożą miłością rodzi i pogłębia wiarę.
Wiara ta zaś powinna owocować uwielbieniem i wysławianiem Boga.
I nie tylko w tej chwili, gdy jesteśmy w kościele. Także wtedy, gdy wrócimy do codzienności.
Przecież musimy wrócić…
Mamy jednak wracać przemienieni; mamy wracać umocnieni. Mamy wracać i stawać się świadkami Miłości Boga.
Ale by tak było, trzeba też umieć się zatrzymać. Trzeba umieć patrzeć na nasze życie tak, by dostrzegać w nim ślady Bożego działania. Trzeba umieć zatrzymać się i rozważać sprawy w swoim sercu. Jak Maryja…
I może te Święta są także i po to. Żeby się zatrzymać. Żeby otworzyć swe serce dla Boga. Żeby znów sobie przypomnieć, co w życiu jest najważniejsze.
Żeby też znaleźć czas dla bliskich.
Żeby była Miłość….
Bo nie jest najważniejsze, czy dom został perfekcyjne wysprzątany i ustrojony.
I nie jest najważniejsze, czy wszystkie ciasta, ryby i mięsa się udały.
I nie jest najważniejsze, czy śpiewając kolędy fałszujemy.
Nie jest też najważniejsze, czy Święta będą białe, czy deszczowe.
I na pewno nie jest najważniejsze, jaki znów program poleci w telewizji i jakie prezenty były pod choinką.
To wszystko jest drugo albo trzeciorzędne.
Najważniejszy jest Bóg, który przychodzi. Najważniejsza jest Miłość Boga, większa od naszej słabości i grzechu. Najważniejsze jest nasze otwarcie na tę Miłość i życie tą Miłością. Najważniejsze jest dawanie tej Miłości ludziom.
A zacznijmy od konkretu. Zacznijmy od ofiarowania czasu i dobra tym, którzy są najbliżej nas. Przecież jest Boże Narodzenie.
Niech Boże Narodzenie owocuje miłością. Amen.
Ks. Bogusław Banach