Kto nie nosi swego krzyża
„Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.” (Łk 14,27)
W początku lat dziewięćdziesiątych, gdy w Polsce można było już - bez lęku o przebieg własnej kariery - przyznawać się do wiary, pojawili się masowo tzw. „Katolicy, ale...”.
Byli to ludzie, którzy w swoje publiczne wypowiedzi często wtrącali zdanie: „Jestem katolikiem, ale...” I tu następowało wyliczanie z czym się nie zgadzają, czego nie akceptują w nauce moralnej Kościoła.
Padało więc: Jestem katolikiem, ale nie przyjmuje nauki o nierozerwalności małżeństwa…; ale nie zgadzam się ze zdaniem Kościoła na temat antykoncepcji…; ale uważam, że kobieta ma prawo do wyboru (co w praktyce oznaczało prawo do zabicia dziecka). I można by wyliczać jeszcze kolejne rzeczy, którzy ci ludzie odrzucali.
To taka próba stworzenia katolicyzmu bez wymagań; bez krzyża. Wybrać to, co łatwe i radosne - a to co wymaga wysiłku, co kosztuje, co nie zawsze jest łatwe - odrzucić. A przynajmniej o tym nie mówić.
Katolicyzm bez wymagań… Katolicyzm bez krzyża… Ale czy można być uczniem Jezusa bez krzyża?...