Znów o miłości
„Jeżeli mnie miłujecie…” (J 14,15)
Dzisiaj znów o miłości…
Pewnie nic w tym dziwnego, bo miłości jest najważniejsza. W ostatecznym rachunku tylko ona się liczy…
Zapytajmy więc: o co chodzi w tej miłości?...
O co chodzi w tej miłości, o której mówi Jezus?...
Bo my z miłością kojarzymy rzeczy bardzo różne…
Dla niektórych miłość to tylko seks…
Dla wielu miłość to uczucie, poryw serca, płomień, który rozpala pragnienia i zmysły…
Miłość kojarzona jest więc często – może dzisiaj najczęściej – z zauroczeniem: z tymi „motylkami w brzuchu”, gdy drugi człowiek wypełnia całe myślenie, krew szybciej krąży w żyłach, a oczy stają się maślane…
Nie… wcale nie mówię, że te uczucia są złe… Ale czy to już jest miłość?...
A w przeniesieniu na świat wiary; na nasze odniesienie do Boga?…
Czy miłość to tylko mnożenie modlitw, nastrojowe uwielbienia, msze o uzdrowienie i zasypianie w Duchu?...


